Historia Barbary

Fundację poznałam w ciężkim dla mnie psychicznie okresie. Z powodu rozłąki z rodziną, stresu w pracy i samotności zaostrzyła się u mnie depresja. Miałam pod opieką moje psiaki, które były dość trudne, a ja za wszelką cenę chciałam, by były perfekcyjne. Poznając idee fundacji, zaczęłam moim psom dawać po prostu wolność na spacerach i nie wymuszałam na nich bezwarunkowego posłuszeństwa. Mimo braku ćwiczeń i innych cudów moje psy same z siebie zaczęły się mnie słuchać. Odpuszczenie im dało i mi dużo ulgi. Nie musiałam mieć idealnego psa, tylko takiego, który jest zrównoważony, który sam sobie i innym nie robi krzywdy. Mimo wszystko moja depresja się zaostrzyła i trafiłam do szpitala. To tam zrozumiałam co tak na prawdę oznacza wolność. W ciasnych, zatłoczony salach, bez możliwości wyjścia na spacer i z coraz bardziej ograniczaną przestrzenią do życia trudno było zdrowieć. Pomyślałam wtedy, że trudne, skrzywdzone psy, by dojść do siebie otrzymują wolność, szacunek i ruch, a pacjenta traktuje się jak przedmiot, któremu można ograniczyć do maksimum przestrzeń. Zrozumiałam, że bez możliwości odetchniecia, kontaktu z naturą, poczucia wolności i spełnienia potrzeb żadno stworzenie nie osiągnie równowagi psychicznej pomimo nafaszerowana lekami. Od tego czasu staram się coraz bardziej zapewnić i sobie, i moim psom jak najwięcej wolności, przyrody, spokoju i przestrzeni. Myślę, że dzięki temu poprawiła się relacja z moimi podopiecznymi, ja na spacerach odpoczywam, a nie denerwuję się, że nie idą przy mojej nodze. Wymagam od nich i od siebie mniej, a dzięki temu jestem w stanie zrobić więcej, moje psy ufają mi i słuchają się mnie w większości przypadków (pewnych małych tropicieli nie da się odciągnąć od tropu zwykłym ludzkim słowem). Zaczęłam słuchać potrzeb swoich i swoich psów, i dzięki temu wszyscy mamy możliwość cieszyć się życiem.