Historia Beaty

Mam 6cio letniego goldena i od ponad pół roku drugiego, 2-letniego adoptowanego Fredka . Mój rezydent Pluto jak był młodszy, to był fajnym psem, miał swojego kolegę z którym się spotykaliśmy (rzadko), wyjeżdżaliśmy razem na urlop. Coś w którymś momencie popsułam….kolegę zabrał chłoniak, a Pluto zrobił się „agresywny”, niespokojny. Oczywiście była to agresja głównie smyczowa, bo tak wyglądały nasze spacery, albo ją ciągnął za sobą albo ja ją ciągnęłam. Doskakiwał do psów, ludzi, zrobił się bardzo kontrolujący. Nie wiedziałam dlaczego, zaczęłam unikać kontaktów z innymi psami, co było łatwe, bo mieszkam na wsi w lesie, więc miejsc do spacerowania mi nie brakuje. Zaczęłam uciekać przed światem by dać mu ten spokój. Wcześniej oczywiście próbowałam spacerów socjalizacyjnych, kursów i webinarów pt Co zrobić by…., smaczkowałam, odwracałam uwagę oraz innych spotkań socjalizacyjnych, gdzie był prowadzony przeze mnie na powrózku jak cielaczek, gdzie nie miał wyboru, ale tak zalecali trenerzy, którym zaufałąm. Niestety to niczego nie zmieniło. Będąc na smyczy, którą ja źle operowałam nadal wykazywał zachowania agresywne. Zaczęłam szukać, słuchać. Poznałam kiedyś Martę i usłyszałąm o jej problemach z goldenką, która to potrafiła rzucać się na traktor, miała za sobą pogryzienia i pewnie nie jedno jeszcze o nich wiecie, bo je znacie. Marta była bardzo zdeterminowana by pomóc swojej suni i trafiła na Ducha ( nie wiem jak ), ale słyszałam jak opowiadała o Was i widziałam jak jej sunia się zmieniła. Szukałam w swojej okolicy kogoś, kto też organizuje takie spacery, znalazłam Kasię, za co z całego serca jej dziękuję, że nas wtedy przygarnęła pod swoje skrzydła. Dostaliśmy szansę na lepsze życie, pierwsze spacery były bardzo chaotyczne, na dużym pobudzeniu, ale z każdym kolejnym widać było progres. Znów miałam okazję porozmawiać z Martą i utwierdzić się, że to ta jedyna słuszna droga, by mój pies był ze mną i sam ze sobą szczęśliwy. Dzięki Marcie poznałam Anię z Sobótki. Na naszym pierwszym spotakniu konsultacyjnym Pluto potargał jej kurtkę, bo za blisko mnie podeszła, tak mi było wstyd. Ania dała nam szansę i chociaż dzieli na ponad 150 km, to raz, dwa razy w miesiącu od około roku jedziemy pod Ślężę na spacerek. Pewnego dnia dzwoni Ania i pyta czy chcę przyjechać na spacer w sobotę, bo….ona POTRZEBUJE mojego Pluta. To był najbardziej wzruszający telefon, a ja byłam najszczęśliwszą osobą pod słońcem!!!! Mój Pluto, dzięki Wam staje się psem zrównoważonym, silnym emocjonalnie, potrafi stanąć w obronie innego psa, ustąpić jeśli trzeba, a ja idę na taki spacer ze spokojną głową, bo wiem, że potrafi sam dobrze zdecydować. Pewnie dużo musimy się jeszcze nauczyć, najwięcej ja, bo ciągle nie potrafię czytać tej psiej komunikacji, nie wiem co to praca ze smyczą…ale widzę, że te kontakty, których mu wcześniej nie dałam, są mu potrzebne jak powietrze do oddychania. Kilometry dla mnie nie straszne, byle moje psy miały to co mieć powinny. Mam nadzieję, że spotkam się znów z Sylwią i poznam te jej cudowne, wiecznie „naćpane” psy.